Sezon ogórkowy i klęska urodzaju

Posadziłam w tym roku ogórki. Posadziłam, bo obraziłam się na pomidory. Dlaczego? Ano dlatego, że w poprzednich latach, mimo różnych metod i starań, zawsze w końcu atakowała je choroba i musiałam wyrzucać prawie wszystkie owoce. Rok temu byłam sprytniejsza i nie posadziłam. I co się okazało? To było wyjątkowo suche i gorące lato i pomidory udawały się WSZYSTKIM, jak nigdy. Za to ogórki oczywiście usychały z pragnienia.

W tym roku wygrał pragmatyzm. Ogórki kochają wodę, więc im więcej deszczu tym lepiej, a w razie czego podleję. Posadziłam te ogórki, tylko 3 roślinki, ale to wystarcza na nasze potrzeby. Pięknie kwitną już od kilku tygodni. Upatrzyłam sobie kilka dni temu takie maleństwa, które po trzech dniach miały być idealne do słoika na małosolne. W ubiegłym tygodniu miałam bardzo dużo pracy i przegapiłam moment, a wczoraj zastałam kilkanaście dorodnych ogórasów gigantów, które oczywiście teraz muszę zjeść na wszystkie możliwe sposoby, ale nijak nie dadzą się zakisić. Przynajmniej nie w całości.

Wiecie , jaka jest podstawowa zaleta gruntowych ogórków własnej produkcji? Można je schłodzić w lodówce, a potem obrać i pokroić w podłużne kawałki. I jeść bez żadnych dodatków. Pokażcie mi szybszy sorbet. Są tak jędrne i orzeźwiające, że biją na głowę wszelkie limonki i inne arbuzy. A propos arbuza, przypomniał mi się taki oto obrazek z dzieciństwa. Siedzę przy wielkim stole w domu mojej babci, za oknem wielki upał, a my zajadamy dokładnie tak pokrojone ogórki, które babcia posypywała cukrem. I to był nasz arbuz. Zaręczam, że smakowały tak samo!

Uwielbiam okres zbiorów letnich w ogrodzie. Właściwie, gdybym była weganką, nie musiałabym korzystać ze sklepów spożywczych. Zawsze coś się znajdzie. Dziś pora na okiełznanie bazylii. Pamiętacie dwie skrzynie ziół, które posadziłam wiosną? Oto i one dziś, w tym jedna cała w bazyliach pięciu gatunków.

image           image

Naprawdę, rwę garściami, do sałatek, kanapek, deserów , pesto i nadal jest jej mnóstwo i wypuszcza nowe listki. Dlatego dziś zrobiłam kurczaka w bazyliowym sosie. Przepis jest banalny. Mój brzmi tak:

1 kg piersi kurczaka pokrój w dużą kostkę, dopraw solą i czarnym pieprzem

3 duże ząbki czosnku posiekaj drobno

W woku lub na patelni o grubym dnie usmaż czosnek i kurczaka na 2 łyżkach oliwy z oliwek. Dolej dużą puszkę mleka kokosowego i sporo świeżych liści bazylii. Ja zużyłam około 1 szklankę! Gotuj jeszcze przez około 10 minut.

Do dania ugotowałam podłużny włoski makaron, rodzaj śmiesznych zwiniętych rurek. Posypałam znów dużą ilością świeżej bazylii. I jako dodatek oczywiście moje ogórasy.

Dzięki mleku kokosowemu i bazylii waniliowej oraz cytrynowej uzyskałam nutkę tajską, ale danie oczywiście kojarzy się z włoskim.

image image

I na koniec deser. Mam zamiar zrobić coś z czerwonego agrestu, który właśnie dojrzał, ale na razie postanowiłam ochłodzić nas galaretką. Lato to w ogóle czas na lekkie galaretki ze świeżymi owocami. U mnie była już brzoskwiniowa z różnokolorowymi malinami, jutro będzie z czerwonymi porzeczkami.

image

Ech, trzeba sobie jakoś radzić w tej klęsce urodzaju…

 

Dodano: 10 lipca 2016, autor: Dorota Dębogórska